Być zdolnym do cieszenia się przeszłością,
to jakby żyć … dwa razy
/ Marcjalis /
Próbując współcześnie „podglądać” system wartościowania przeciętnego człowieka tzw. Zachodu, dla przykładu z ziemi amerykańskiej, można doznać co najmniej lekkiego wstrząsu psychicznego. Otóż według uważnych obserwacji statystyk z ostatnich kilku lat, ponad 80 % całej populacji obszaru obu Ameryk, w rozważaniach nad istotą śmierci, wiąże swoje myślenie najprawdopodobniej bezpośrednio tylko w kilku wzniosłych chwilach mijającego właśnie życia. Generalnie, przeciętny Amerykanin nie jest ani zwolennikiem, ani tym bardziej gorącym wyznawcą życia po przekroczeniu tzw. bramy śmierci. Według badań Hintona[1], w większości nie boją się Amerykanie ani ognia piekielnego,[2] ani oblicza Sądu Ostatecznego.[3] Za to prawie do granic możliwej paniki, boją się bliżej nieokreślonej nicości. Występuje wśród nich również bardzo zróżnicowane zdanie dotyczące istnienia i wiary w Boga. Boga, który jednych przygniata swoją wielkością i monumentalizmem wszystkiego co w ogóle dla naszego świata i jego rozumienia uczynił. Inni twierdzą natomiast, iż Go zupełnie nie było, nie ma i nigdy nie będzie… No może pozostaje, ale tylko i wyłącznie w sferze wymysłów strachliwego z natury przecież człowieka. Czasami gotowi są jednak dopuszczać taki stan rzeczywisty, że Bóg faktycznie jest, ale bezwzględnie i tylko pod warunkiem, iż nie potrzebuje najmniejszego faktycznego udziału jakiegokolwiek kleru w swojej służbie. Twierdzą ponadto, iż okres życia ludzkiego, jest tylko i wyłącznie niekończącą się transakcją z Bogiem, gdzie wciąż wypraszamy „łaski” – dla siebie dla najbliższych (dla współmałżonka, dla dzieci, dla bliższej i dalszej rodziny), dla kariery, dla stałego i ciągłego rozwiązywania powszechnych codziennych problemów i trudności. Ostateczną ceną wszystkich udzielanych łask, ma być jednak nasza przyobiecana ascetyczna dusza, która po śmierci poszerzy zastępy sprawiedliwych i prawych, w bliżej nieokreślonej krainie szczęśliwości oraz pogody – Niebiosach. Zakładają również, iż nasze ciało otrzymywane przy urodzeniu, może nam służyć przez naprawdę sporą ilość czasu idącą nawet w liczne dziesiątki lat. Rezultatem takich rozważań, pozostaje wniosek, że tak naprawdę nie księża i kapłani dbają o nasze najprawdziwsze zbawienie, ale lekarze, psycholodzy, psychiatrzy i psychoterapeuci, dzięki którym staramy się dbać o nasze zdrowie fizyczne i psychiczne, oraz możemy dożywać sędziwego wieku. Niestety, kolejny wniosek już znacznie obarcza w pretensji zjawisko śmierci, ponieważ przychodzi ona przeważnie w najmniej odpowiedniej chwili i faktycznie pozbawia nas bezwzględnie wszystkiego – głównie: naszego drogocennego życia, wiedzy, majątku, dobrobytu i tego wszystkiego, co nam się kojarzy z przywilejem uzyskiwanym przez człowieka z tytułu jego urodzenia w tejże grupie na drabinie rozwoju ewolucyjnego. Konkluzja z tejże pretensji, pozostaje aż nadto bezpretensjonalna – śmierć zapewne jest wyraźnie anty-religijna, ponieważ niszczy wszystko, bez względu na wielkość i doniosłość uznawanego przez człowieka bóstwa. Jej postępowanie ogóle jest skrajnie absurdalne. Ta absurdalność dowodzi, iż nie liczy się żadna wartość i w końcu wszyscy bez wyjątku musimy umrzeć, nawet, jeżeli wielbimy postać Boga. Takie dowodzenie doprowadziło, a właściwie pogłębiło stan, iż jako normę obyczajową stosuje się ochranianie dzieci przed widokiem śmierci, unika się rozmów o niej w ich obecności, a co za tym idzie – raczej stara się unikać jakichkolwiek odpowiedzi na kwestie ze śmiercią związane. To wyraźne bluźnierstwo jej istnienia i postępowania, wymusiło na ludziach przestrzeganie w miarę ścisłej i faktycznej izolacji poza normalną ludzką strefę życia. Stąd starców i obłożnie chorych, a także umierających, umieszcza się nagminnie poza domem rodzinnym, w specjalnych fundacjach i zakładach oddając w ręce „nowego zakonu” ciała, a zarazem duszy – lekarzy i psychologów. Oczywiście wierzymy, że tym „oddalonym” (umierającym) osobom jest dobrze im dalej są od nas. Badania prowadzone przez Kalisha[4] z końcem drugiej połowy wieku XX dowodzą, iż współcześnie umierające osoby stają się bardziej dyskryminowaną społecznością niż np.: rzesze stale napływających na kontynent amerykański różnych mniejszości narodowych w postaci tzw. „uchodźców”. Umierających stosunkowo dość szybko eliminuje się także z kręgu nie tylko znajomych i przyjaciół, ale z kręgów rodzinnych i sąsiedzkich, a przede wszystkim z kręgów towarzyskich. Wiele współczesnych dziedzin nauki, coraz częściej zaczyna się zastanawiać, jak zmienić tego typu „nowoczesne” kulturowe naleciałości. Odkryto w końcu, iż jedyną drogą powrotu do dawnej (tradycyjnej ?) normalności, ponieważ śmierć towarzyszy człowiekowi od zarania, aż do zmierzchu naszego życia, powinny być podejmowane w możliwie najszerszym gronie rozmowy i rozważania nad tą problematyką. Stało się to również jedną z fundamentalnych inspiracji dla szkolnictwa medycznego, aby wprowadzać nie tylko „lekarzy duszy” – psychologów, ale również i studentów medycyny, przede wszystkim w tajniki rozmów i towarzyszenia naocznie oraz praktycznie przy zjawisku śmierci razem z osobami umierającymi. Tworzy to jakoby <nową falę> praktycznego odkrywania człowieczeństwa (próbowała już to „zaszczepić” dla ludzkości nieśmiertelna prof. Elizabeth Kubler-Ross)… Niestety, zanim stanie się znów powszechna, zapewne musi jeszcze swoje „odczekać” i „nabrać mocy urzędowej”. Jednakże wraca nas (każdego pojedynczo i wszystkich razem) w pełni do cech właściwych dla człowieka, jak i pełnej rzeczywistości, zawracając z tego pędzącego coraz bardziej świata, gdzie w rezultacie właśnie każdy przeciętny homo sapiens (człowiek), coraz bardziej przestaje się liczyć w ogóle, zdegradowany do formy podmiotu i tylko wyłącznego konsumenta aktualnych dóbr życia…
Aby wskazać, jak funkcjonują powyższe proponowane założenia w normalnym życiu, zespół innych badaczy, m.in.: Robert Kastenbaum[5], Glaser i Strauss dokonali serii różnych badań. Otóż jedno z pytań kierowanych do szerokiego grona ludzkich respondentów brzmiało w sposób bezwzględny.: jak byś się zachował w pilnej konieczności niesienia natychmiastowej pomocy ratowania życia dla 20 –latka, 80 -latka oraz psa?. Oczywiście w opinii respondentów (osób odpowiadających na postawione pytania), starzec znalazł się na ostatnim miejscu w ankiecie odpowiedzi. Generalnie, w obecnych czasach, kiedy dominują inne niż uprzednio (przed laty), wartości i trwa niekończący się wyścig za pieniędzmi, bogactwem, sławą, popularnością … osoby dojrzałe, coraz rzadziej otrzymują szansę możliwości zamieszkania razem ze swoimi dziećmi lub wnukami. Nadmienić trzeba przy tym, iż osoby pozostające w znacznej większości w podeszłym wieku, to w większości – wdowy, gdyż mężczyźni podatni na dziwy tego świata i mniejszą dbałość o siebie, wciąż o wiele krócej żyją i szybciej umierają. Stąd przypadek zamieszkania z dziećmi wchodzi sporadycznie i wyjątkowo w grę tylko i wyłącznie wówczas, gdy osoby starsze wymagają opieki, a córka lub syn, nie wyobraża sobie oddania matki do domu spokojnej starości i oczywiście finansowo może sobie na to pozwolić. Wracając jednakże do współczesnych statystyk, generalnie bez starszych rodziców mieszka około 70 % amerykańskiego społeczeństwa. Faktem jest, iż starsi ludzie wcale nie chcą mieszkać z dziećmi, zajmować się wnukami, siłą rzeczy ingerować w problematykę życia rodzinnego i małżeńskiego młodych. Często uzupełniają ten fakt jeszcze różne inne konteksty rozsądzania kwestii spraw pomiędzy rodzeństwem. Szczególnie, jeżeli rodzina osoby starszej posiadała więcej niż jedno dziecko. Faktem, iż dojrzali wolą pozostawać ze swoimi rówieśnikami wieku, zainteresowań, minionej pracy zawodowej, ponieważ wiele więcej ich łączy, niż dzieli. Współczesna stabilizacja finansowa, inny pułap osiąganego wykształcenia, oraz zmiana etosu „żywiciela i opiekuna rodziny”, zmieniła współczesny zachodni świat w niewyobrażalnym i dosłownym znaczeniu. Nie bez znaczenia pozostaje także wzrastająca z wiekiem równowaga emocjonalna ludzi starszych w stosunku do ich tzw. latorośli (dzieci), jak i przypadłości zdrowotne, stabilności towarzyskie…, a w końcu dolegliwości i chęć chociaż częściowej izolacji od wciąż pędzącego ku niewiadomemu świata. Obopólna dążność do „osobnego życia” dzieci i ich rodziców, staje się coraz częściej faktem niezaprzeczalnym.
Nieco inaczej postrzega się kwestię śmierci w przypadku człowieka w wieku średnim. Śmierci, która może być efektem choroby, nagłego wypadku drogowego, nieprzewidywalnego zdarzenia losowego. Potęgowanie tej zaszłości jest dość znaczne. Uświadamia m.in.: istnienie chorób, niebezpieczeństwa posługiwania się nowoczesnymi „środkami” wyposażenia domu i jego obejścia, sprzętów komunikacji, ciężaru współczesnego życia w aglomeracjach, normalnego codziennego bezpieczeństwa osobistego każdego człowieka. Wszystko to wspiera element większego, niż w stosunków do osób wiekowych, kontekstu w typie, iż człowiek był np.: twórczy, wielce niezastąpiony mąż i ojciec rodziny (dzieci wtedy, szczególnie małe i nastoletnie najczęściej pozostają rozchwiane emocjonalnie), co przywołuje zagrożenie dla bytu i stabilności normalnego toku życia, faktycznego bólu i żalu (dlaczego właśnie ona/on a nie ktoś inny?), z dużym poczuciem winy w rodzinie (trzeba było przewidzieć, uprzedzić, zapobiec…). Faktycznie w każdym przypadku śmierci, zawsze jest szkoda człowieka, nawet, jeżeli ktoś bliżej nieokreślony w gniewie i złości życzył mu nawet śmierci. Towarzyszący wówczas w swojej otoczce zdarzenia gniew, bardziej jawi się formą obrony, niż ataku przed skutkiem, jaki przyniosła śmierć tej konkretnej osobie. Poszukuje się natenczas przyczyn wyjaśnienia – dlaczego właśnie tak? dlaczego ona/on? czy ta śmierć była godna? czy „odejście”, wieczna rozłąka da się jakoś pogodzić ze stanem rzeczywistym nie sprawiając aż takiej wielkiej i długotrwałej przykrości? …
Tak „z grubsza” zjawisko śmierci postrzega osoba dorosła. Warto jednak zastanowić się przez moment w tym miejscu, jak śmierć postrzega zwykłe, przeciętne dziecko. Otóż według badań prowadzonych przez Experta Medica Fundation, dziecko w okresie 5-6 miesięcy życia już wykazuje widoczny żal, jeżeli znika z jego otoczenia osoba ważna – np. matka, ojciec, siostra, brat. W zasadzie nie jest to tak drastycznie odczuwane tylko w rodzinach wielopokoleniowych, gdzie np. ojca w kontaktach z powodzeniem może „zastąpić” m.in. dziadek, wujek, stryjek… W miarę dorastania i ciągu tłumaczenia dziecku, iż rozłąkę spowodowała śmierć, dziecko nie rozumiejąc większość tłumaczenia, zaczyna bać się śmierci. Niewłaściwie prowadzona w tym czasie edukacja na temat wiary, może być przyczyną powodowania pogłębienia fobii strachu. Dzieje się tak dlatego, ponieważ dziecko odbiera śmierć w kategoriach – kary za grzechy wobec Boga. Podążając dalej w takim rozważaniu, może ono osiągnąć stan nienawiści wobec Boga, ponieważ to On faktycznie pozbawił go ojca lub matki. Ten rodzaj myślenia spowodował, iż wszelka problematyka dotycząca zagadnienia śmierci w obecności dziecka, staje się faktycznie zakazana i niepożądana. Niewłaściwie prowadzona natenczas nauka wiary (religii), potęguje jeszcze bardziej tylko strach przed Bogiem i śmiercią. Towarzyszą temu wydawałoby się niegroźne pozornie zwroty, m.in.: Ona poszła do nieba; Bóg zabrał ją do siebie… . Według badań prowadzonych przez inny zespół naukowców, m.in.: Caina, Fasta oraz Spocka, w dziecku wówczas zatraca się powszechna „normalność”. Dziecko ulega presji ciągłego zastraszania najprzeróżniejszymi kłamstwami dotyczącymi zjawiska śmierci, jej odmian i tego, co wprowadza ona w tok życia codziennego. Dodatkowo strach i nienawiść do Boga, potęguje przerażenie: dlaczego tak zrobił? Wciąż także dziecko odczuwa niedosyt, a może po prostu brak odpowiedzi na zasadnicze pytania: dlaczego trupa należy pochować?, co dzieje się z duchem po śmierci?, czy zmarła/y chce i może straszyć – kogo i dlaczego?, kiedy i dlaczego ciało gnije ?, co się dzieje wtedy z duchem?… Większość „zaszczepionych” wtedy urazów w życie dziecka może, choć wcale nie musi, odezwać się dopiero w okresie znacznie późniejszym i to wcale nie z korzyścią dla dorosłego już człowieka. Badania jeszcze innej grupy naukowców, m.in.: Lindemanna, Hildgarda oraz Newmana, a także Shoora i Speeda tworzą w miarę wyczerpującą wykładnię problemu. Otóż m.in.: zadawanie gwałtu, bandytyzm, przemoc fizyczna, pozostają najprawdopodobniej efektem głębokiego żalu z okresu dzieciństwa szczególnie w odniesieniu do utraty jednego z rodziców. Czasami ten „urazowy defekt” ma zupełnie inny charakter. Otóż może objawiać się w wieku dorosłym postacią skłonności do alkoholu bądź różnych innych całkiem poważnych schorzeń natury o podłożu psychicznym.
Jeszcze inaczej wygląda problem, jeżeli zaczniemy rozważać go od strony śmierci dziecka. Nawet lekarze bądź personel medyczny stwierdzają, że w przypadku śmierci małego dziecka, chociażby niemowlęcia, cała niemalże placówka pozostaje przez znaczny czas poważnie rozkojarzona psychicznie pod znacznym napięciem nerwowym. Dzieje się tak dlatego, iż towarzyszący tej śmierci żal i ból dosłownie miażdży i paraliżuje – przecież jeszcze nie rozpoczęło życia, a już je zakończyło… Denerwuje bezradność wobec takiej śmierci, dlaczego??? przecież nie musiało umierać…
W normalnej rodzinie, jeżeli śmierć nie nastąpiła zaraz przy urodzeniu, zaczyna się w takim przypadku zastanawianie się i obwinianie, wytykanie podejmowanych decyzji i ich trafności, szukanie przyczyn śmierci nawet w materiale genetycznym przodków obojga małżonków. Dobrze, jeżeli rodzice chcą i mogą mieć jeszcze dzieci. Gorzej, jeżeli taka możliwość już nie istnieje. Oczywiście zawsze pozostaje jeszcze daleka i uciążliwa droga tzw. adopcji.[6] Przy emocjonalnym wglądzie w całość sytuacji, może jednakże wystąpić pewne ściśle określone zaburzenie. Otóż jeżeli rodzice utracili dziecko, które miało już określoną ilość lat – często decydują się na adopcję dziecka podobnego w płci i wieku, a niekiedy nawet w wyglądzie zewnętrznym tego jednak „obcego” dziecka. Zaczyna się więc długotrwałe „modelowanie” ku zapamiętanym (a może rozpamiętywanym, co nie oznacza dosłownego naśladownictwa) zmarłego dopiero co potomka. Szereg badań, m.in.: Caina dowodzi, jak złożona pozostaje reakcja na adopcję bądź rodzeństwo – faktyczne bądź również adoptowane – tych osób jako późniejszych ludzi dorosłych. Ileż żalu mają do swoich przybranych rodziców takie właśnie dzieci. Bądź wręcz ich nienawidzą za to, ponieważ z biegiem czasu odkrywają, dlaczego musieli być właśnie tacy i posiadać takie zachowania, a nawet ruchy, a nie inne. Bez wątpienia w bólu po śmierci dziecka następuje pewne zelżenie tylko w przypadkach, jeżeli dziecko było w jakimś stopniu niepełnosprawne. Motywacja jest prozaicznie prosta – nie musi się już męczyć, a my z nim lub przy nim. Czasami dziecięca śmierć ma poważne zabarwienie śmierci nieumyślnej, bądź niemalże morderstwa w kontekście zemsty losu…. Oba przypadki dotyczą rodzeństwa, rówieśników, kolegów lub koleżanek, niekiedy dzieci przypadkowych bliżej lub dalej znanych, albo zupełnie obcych.
Generalnie nawet medycy, psycholodzy, psychiatrzy bądź psychoterapeuci zalecają natenczas, aby rodzice umierających dzieci poświęcali im w miarę jak najwięcej przeznaczonego dla nich, a już kończącego się ziemskiego czasu. Zapewne im bliżej przebywa rodzina w stosunku do postaci odchodzącej z tego świata, tym większa satysfakcja i dla rodziny i spokojniejsze odejście ich dziecka poza daleką – bliską i wciąż niewyobrażalną bramę śmierci.
Starsze artykuły nadal dostępne są pod adresem: https://justpaste.it/u/edlesz
Jeżeli odpowiada Ci mój sposób postrzegania, zapraszam do innych publikacji mojego autorstwa na portalach: www.salon24.pl; www.racjonalista.pl; justpaste.it/u/edlesz oraz w szeroko rozumianej przestrzeni Internetu, choć nie tylko…
Literatura wspomagająca:
- Kopaliński W., Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1991.
- Langkammer H., Słownik biblijny, wyd. 2, popr. i uzup., Katowice 1984.
- Łapiński A., Historia religii – słownik terminologiczny, Warszawa 1995.
- Pearson L.(red.), Śmierć i umieranie – postępowanie z człowiekiem umierającym, wyd. 2, tłum.: B.Kamiński, Warszawa 1975.
- Szymczak M.(red.), Słownik języka polskiego, t. 1-3, Warszawa 1978-1981.
- www.en.m.wikipedia.org
- www.pubmed.ncbi.nlm.nih.gov
[1] Hinton Geoffrey Everest (ur. 6 grudnia 1947 r.) – z pochodzenia Anglik, eksperymentalny psycholog kognitywny oraz informatyk. Pracuje naukowo w zespołach amerykańskich oraz kanadyjskich. Głównie dla firmy Google oraz University of Toronto. Uważany jest za „ojca” sztucznych sieci neuronowych, czyli tzw. sztucznej inteligencji. Spopularyzował propagację wsteczną i podstawy tzw. głębokiego uczenia się. Źródło: www.en.m.wikipedia.org [dostęp: 2020.07.03. godz. 12.00]
[2] piekło – według niektórych religii , miejsce czasowej lub wiecznej kary na którą skazane są dusze zmarłych; siedziba złych duchów i dusz potępionych, Źródło: M.Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, t. 2, Warszawa 1979, s. 650.
– otchłań, podziemie; z hebr. – szeol, abaddon – czeluść; z gr. hades – kraina zmarłych; według Starego Testamentu w zgodności z wyobrażeniami starożytnego świata, jest to głęboko pod ziemią (Pwt 32,22; Iz 59,9), jest „krainą cieniów” (Iz 26,19), miejscem kary (Iz 5,14), oddalenia od Boga (Ps 6,6) z którego nie ma powrotu (Ps 16,10), gdzie zmarły poszedł w zupełne zapomnienie (Ps 88,13); jedyna możliwość ocalenia była w Bogu (Ps 49,16), wtedy owa otchłań stawała się tylko przejściowym miejscem oczekiwania na zbawienie. Nowy Testament przejął poglądy ze Starego Testamentu (np.: Mt 11,23; Ap 9,1). Jezus zstępujący po śmierci do otchłani (Rz 10,7; 1 P 4,5; Ap 1,18), aby ogłosić zbawienie wszystkim, którzy tam na nie czekali; Nowy Testament uznaje nadto otchłań jako więzienie Antychrysta (Ap 20,1n), Źródło: H.Langkammer, Słownik biblijny, wyd. 2, popr. i uzup., Katowice 1984, s. 117.
– w judaizmie, chrześcijaństwie oraz islamie, to miejsce lub stan wiecznej kary po śmierci. Źródło: A.Łapiński, Historia religii – słownik terminologiczny, Warszawa 1995, s. 118.
– według wielu religii miejsce pobytu (albo stan duszy) zmarłych skazanych na wieczne potępienie za grzechy popełnione za życia. Zgodnie z wierzeniami religii starożytnych znajduje się pod ziemią. Judaizm oprócz podziemnego miejsca w którym przebywają zmarli (szeol), stworzył pojęcie miejsca kary dla potępionych, przejęte następnie przez teologię katolicką, dla której „piekło” jest miejscem wiecznych mąk dla odrzuconych aniołów i dusz zmarłych w stanie grzechu śmiertelnego, ukaranych utratą Boga (z łac. potępienie), cierpieniami zewnętrznymi, głównie ogniem piekielnym oraz wyrzutami sumienia (tzw. toczenie przez robaka). Według tradycji judaistycznej oraz islamu piekło dzieli się na 7 części, do których wiedzie 7 bram. Źródło: W.Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1991, s. 858-859.
[3] Sąd Ostateczny – w wielu religiach sąd, którego ma dokonać Bóg nad całą ludzkością przy końcu świata, Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 183
– według Starego Testamentu najwyższym i ostatecznym sędzią jest Bóg, jako jedyny prawodawca i stróż Prawa; Bóg wkracza jako sędzia, gdy prawo ulega łamaniu (np.: Rdz 6,5n; 19; Dn 7,26) w sposób szczególny wkroczy Bóg w „dniu Jahwe” (Iz 13,6; Tes 5,2), czyl;i w dniu sądu, który wierzącym weń przyniesie zwycięstwo (Am 5,18n). Obraz przyszłego sądu Biblia przedstawia często w sposób apokaliptyczny, np.: w postaci ognia, cierpienia lub klęski o wymiarze kosmicznym (np.: Dn 7,11; Ap20,9n; 2 Tes 1.8). Według Nowego Testamentu od przyszłego gniewu Bożego ocali wiernych Chrystus (1 Tes 1,10), sam wystąpi jako sędzia, oceniając człowieka nie tyle na podstawie jego zasług, co raczej uczynków miłosierdzia (por. Mt25,31-46). Oprócz Sądu Ostatecznego który posiadać będzie charakter powszechny przy wtórnym przyjściu Chrystusa, zwłaszcza Łukasz przybliża pojęcie sądu indywidualnego zaraz po śmierci (Łk16,19-31). Jan obok sądu w dniu ostatecznym (J 12,48) mówi jeszcze o sądzie, którego Bóg już teraz dokonuje (J 3,18; 12,31), podkreślając w ten sposób wszechmoc i prawo Boga do sądzenia ludzi wszystkich czasów, zwłaszcza tych, którzy odrzucili Chrystusa, Źródło: H.Langkammer, dz.cyt., s. 137.
– w eschatologii judaistycznej, chrześcijańskiej lub islamu – powszechny sąd Boga nad ludzkością, który ma nastąpić przy końcu świata, rozstrzygający o zbawieniu lub wiecznym potępieniu poszczególnych jednostek ludzkich; często temat sztuki chrześcijańskiej, szczególnie w okresie średniowiecza. Źródło: A.Łapiński, dz.cyt., s. 136.
– pojęcie występujące w judaizmie, chrześcijaństwie i islamie, oznaczające ostatni sąd Boga nad ludźmi. Faktycznie centralny punkt eschatologii chrześcijańskiej zaczerpnięty z: Nowego Testamentu; Ewangelii św. Mateusza 24, 3-25; ś. Łukasza 21, 5-33; Pierwszy list do Koryntian 15; pierwszy list do Tesalian 4, 13 – 5, 3. Doktryna głosząca, że świat się skończy, ciała zmartwychwstaną, a Jezus przyjdzie w chwale, aby sądzić żywych i umarłych. Przedmiotem sądu będą dobre i złe uczynki popełnione przez ludzi podczas ich życia ziemskiego. Grzesznicy zostaną strąceni do piekła, a sprawiedliwi żyć będą na zawsze w niebie. Żaden z kościołów chrześcijańskich nie określa dnia w którym się to ma stać, ale wiele osób próbowało tergo dokonać na własną rękę, czyniąc z oczekiwania na ten dzień główny punkt swoich zainteresowań religijnych. Nazywamy ich: chiliastami, millenarystami, adwentystami. Myśl o Dniu Sądu skłaniała ludzi w średniowieczu do uważania Boga przede wszystkim za sędziego. Najważniejszym zadaniem życia było zbieranie materiałów mających im pomóc na sądzie ostatecznym. Głosiciele Biblii uważali, że objawienie św. Jana (tzw. Apokalipsa), przynosi informacje o terminie końca świata. Ikonografia chrześcijańska przedstawiała często i z upodobaniem sceny Dnia Sądu, w których występuje Chrystus jako sędzia, Matka Boska i św. Jan jako zbawieni , św. Michał ważący dusze, prorocy, apostołowie, anioły, potępieni i diabły. Najstarsze pochodzą z IV wieku. Rozwój popularności tematu nastąpił faktycznie w okresie XII-XIV wieku. Źródło: W.Kopaliński, dz.cyt., s. 1043.
[4] Kalish Donald (1919-2000) – amer. Logik, pedagog i działacz antywojenny. Zdobył tytuł magistra psychologii i doktorat z filozofii na Uniwersytecie W Berkeley w Kalifornii. Wykładowca Uniwersytetu w Los Angeles. Był zdecydowanym przeciwnikiem amerykańskiej interwencji w Wietnamie, oraz udziału armii amerykańskich w Nikaragui oraz hiszpańskiej Grenadzie. Był znanym działaczem społecznym przeciwko całej militarnej polityce amerykańskiej w działania wojenne w różnych stronach świata. Ekspert logiki oraz teorii mnogości. Bardzo dobry nauczyciel przekazujący swoją rozległą wiedzę z precyzją, entuzjazmem i zapałem. Współautor wielu podręczników akademickich. Zmarł w Los Angeles w wieku 80 lat. . Źródło: www.en.m.wikipedia.org [dostęp: 2020.07.03. godz. 12.15]
[5] Robert Kastenbaum twierdził, iż Ameryka posiada własny „system śmierci”. Udowadniał, że obywatele tego państwa jednocześnie akceptują, jak i zaprzeczają rzeczywistości faktu śmierci… Źródło: art. System śmierci według Roberta Kastenbauma – www.pubmed.ncbi.nlm.nih.gov [dostęp: 2020.07.02.godz. 21.00]
adopcja – akt prawny polegający na uznaniu obcego dziecka za własne; przysposobienie , usynowienie, Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 1, s. 10.
Komentarze